Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, kiedy siedziałem jak na szpilkach w autobusie, który jechał do Międzyborowa. Inni pasażerowie spoglądali na mnie podejrzliwym wzrokiem, a dwie starsze panie siedzące na pierwszym siedzeniu nawet odwracały się w moją stronę i szeptały coś między sobą, najwyraźniej myśląc, że jestem aż tak głupi i tego nie widzę. Ale ja miałem w nosie to, co o mnie wtedy myśleli. Po co miałem się tym przejmować, skoro właśnie spełniło się jedno z moich największych marzeń, a drugie było na wyciągnięcie ręki?
Kiedy
autobus zatrzymał się na przystanku w mojej rodzinnej miejscowości,
jak oparzony wybiegłem z niego, nawet nie żegnając się z
kierowcą. Niesiony euforią błyskawiczne dotarłem do domu. Szybko
wbiegłem po schodach na piętro do swojego pokoju i rzuciłem torbę
na łóżko. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Ją siedzącą
na drewnianej ławce, którą kiedyś sam zrobiłem, przed letnią
kuchnią. Właśnie skubała kurę, a Jej pracy przyglądał
się ulubieniec całej rodziny – kot Rafał.
– O,
już jesteś, Piotruś – powiedziała z uśmiechem. Położyła
kurę na stoliku i delikatnie mnie przytuliła. – Miałam skończyć
obskubywać niedzielny obiad i wyjść po ciebie, ale mnie
wyprzedziłeś.
–
Przyjechałem troszkę wcześniej, bo turniej już się skończył i
trener dał nam trochę więcej wolnego – wytłumaczyłem,
usiadłszy obok Niej. Rafał ocierał się o moją łydkę
spragniony głaskania, więc wziąłem go na kolana.
– To
fajnie – spojrzała na mnie szczęśliwa. – I jak wam poszło?
Które zajęliście miejsce? Poopowiadaj trochę, bo jestem strasznie
ciekawa – oznajmiła, po czym udała się do pomieszczenia, gdzie
opłukała kurę i odłożyła ją do miski na stole.
–
Bardzo dobrze, chociaż mogło być lepiej – mówiłem, przysuwając
się na ławce bliżej wejścia do kuchni, aby lepiej mnie usłyszała. – W półfinałach podwinęła się nam noga i zajęliśmy trzecie
miejsce. – Spod koszulki wyjąłem brązowy medal, który wygrałem.
–
Jest piękny – stwierdziła zachwycona, podziwiając krążek,
który spoczywał na mojej piersi. – Trzeba będzie zrobić jakąś
gablotkę na twoje nagrody, bo teraz już brakuje dla nich miejsca na
komodzie – zauważyła z uśmiechem, drapiąc się po brodzie.
Wytarła ręce i usiadła obok mnie, a Rafał wskoczył na Jej
kolana spragniony kolejnych pieszczot.
– No
właśnie... Bo właśnie chciałem o tym z Tobą porozmawiać
– mruknąłem odrobinę zawstydzony, jąkając się i przegryzając
dolną wargę.
– Ale
to nie ma o czym rozmawiać, Piotruś. Zaraz zawołam tatę, a on
wymierzy, co trzeba i zrobi tę gablotkę. A chcesz, żeby była w
dużym pokoju czy u ciebie?
–
Tylko nie o to mi chodziło – westchnąłem ciężko, spuszczając
wzrok na swoje buty.
– A o
co? – zapytała, nic nie rozumiejąc.
– Na
turnieju zauważył mnie łowca talentów z Bełchatowa. Powiedział,
że Skra szuka młodych, utalentowanych i że spodobała mu się moja
gra. Ymm... zaproponował mi ten, no... znaczy zapytał czy bym... –
przełknąłem ciężko ślinę – zaproponował mi roczny kontrakt
w Bełchatowie – wydusiłem w końcu z siebie. Nie miałem
zielonego pojęcia, jak na to zareaguje, ale miałem nadzieję, że
się ucieszy tak jak ja. Przecież to dla mnie życiowa szansa.
Drugiej takiej może nie być.
– A
ty co mu odpowiedziałeś? – zapytała z obawą.
– Że
jestem zainteresowany i porozmawiam o tym z rodzicami i do końca
tygodnia dam odpowiedź – odpowiedziałem śmielej.
Ona
przez chwilę milczała, marszcząc czoło w i brwi w konsternacji. W
końcu spojrzała na mnie z bólem w oczach i powiedziała:
– Nie
zgadzam się.
Zamarłem.
Spojrzałem na Nią zszokowany. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem.
Przecież to nie możliwe. A może chciała zrobić mi psikus i zaraz
powie, że żartowała?
–
Ale, mamo, dlaczego? – spytałem rozgoryczony ze łzami w oczach,
wykonując jakieś nieokreślone ruchy rękoma.
–
Piotruś – zaczęła łagodnie – jesteś jeszcze młody. Wybierz
sobie taki klub, który będzie bardziej odpowiadał twoim
możliwościom.
– Ale
Skra jest mistrzem Polski – wszedłem Jej w słowo.
– Ale
co z tego, skoro tam grają same gwiazdy? Dacewicz, Wnuk czy
Sobczyński?
–
Czyli co? Uważasz, że jestem za słaby? Że nie potrafię grać?
– Nie
to miałam na myśli...
–
Tylko że ja właśnie takie odnoszę wrażenie! Uważasz, że jestem
za słaby na Bełchatów. A ja właśnie zdobyłem brąz na
mistrzostwach Polski juniorów! – podniosłem na Nią głos.
–
Piotruś! Ja nie powiedziałam, że jesteś słabym graczem, ale
jeszcze młodym. Idź do Częstochowy – tam będziesz miał szansę
grać, a nie tylko siedzieć w kwadracie, o ile załapiesz się do
meczowej dwunastki.
–
Jestem na tyle dobry, żeby iść do Bełchatowa! I ja to jeszcze
Tobie udowodnię! – krzyknąłem wściekły, rzucając małym,
drewnianym stolikiem o ziemię. Ten rozpadł się na pojedyncze
deski, a mama ze łzami w oczach patrzyła, jak wybiegam z domu z
dwiema dużymi torbami.
– Nie
potrzebuję ani Ciebie, ani całej tej rodziny! Chcę być
kimś, a nie tylko doić krowy i orać pole! Nie zobaczysz mnie już
więcej! – rzuciłem lodowatym głosem na odchodne i zniknąłem.
Uciekłem
z Międzyborowa i wróciłem do Warszawy. Miałem przecież już
dziewiętnaście lat, całe życie przed sobą i sam mogłem
decydować o swojej przyszłości. Głupia rodzina tylko mnie
ograniczała.
Nawet
nie wiedziałem, jak wtedy się myliłem.
Z
trudem wypuściłem powietrze z płuc, gdy zagrywka Jastrzębian
wylądowała na aucie. Ze smutkiem obserwowałem radujących się
kolegów z drużyny. Chociaż kolegami trudno było mi ich nazwać.
Każdy wiedział, jak mam na imię, ale z żadnym się nie
zaprzyjaźniłem. Z żadnym nie mogłem znaleźć wspólnego tematu
do rozmowy. Po prostu chyba nie pasowałem do tego zespołu, dlatego
tym bardziej nie mogłem cieszyć się z kolejnego mistrzostwa Polski
Skry. Na samym początku myślałem, że będzie świetnie, że
spełni się kolejne moje marzenie. Ale rzeczywistość okazała się
być bardzo brutalna. Na pierwszym treningu dostałem burę od
trenera, sam do końca nie wiem za co. A w wolnym czasie błąkałem
się samotnie po mieście, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Do
Międzyborowa nie miałem po co wracać. Wiedziałem, że nie byłem już
tam miłym gościem, a poza tym po tym co ostatnio powiedziałem
mamie, aż zdziwiłem się, że nie przyjechał tata z moimi
młodszymi braćmi, aby pokazać mi co najlepszego narobiłem. Ona
miała rację, a ja byłem tak głupi. Zamiast posłuchać, to
zrobiłem Jej na złość. Teraz bardzo tego żałuję, ale
wiem, że nic to już nie zmieni. A potem doznałem kontuzji kolana.
Na tyle poważnej, że musiałem przejść bardzo skomplikowany
zabieg. Nie mogłem uczestniczyć w treningach od połowy listopada
do kwietnia, ale wtedy nie miałem szans wejść na boisko choćby
zadaniowo, ponieważ trener nie miał do mnie zaufania.
Ale
mimo to przybrałem dobrą minę do złej gry. Uśmiechałem się
sztucznie, nie dając po sobie poznać jak bardzo cierpię. Nie
chciałem psuć tej wyjątkowej chwili innym zawodnikom Skry, choć
wiedziałem, że ja tylko na papierze do niej należałem.
Po
dekoracji i wręczeniu nagród indywidualnych udałem się do
kibiców, którzy prosili o autografy, gratulowali zwycięstwa i
pytali o moje zdrowie. Odpowiadałem z uśmiechem, że wszystko jest
w najlepszym porządku i bazgrałem litery, które układały się w
moje imię i nazwisko, na kartkach.
Energia
prawie opustoszała, zostali tylko ostatni dziennikarze, który
przeprowadzali wywiady. Prawie. Na drugim końcu wielkiego
pomieszczenia stała Ona. Mimo dużej odległości poznałem
rodzicielkę. Rozpoznałem Jej jasne włosy, ułożone w
starannego koka, niebieskie oczy, które zawsze patrzyły na mnie z
nieopisaną miłością, spracowane dłonie, które kurczowo
zaciskała na żółto–czarnym szaliku Bełchatowskiego klubu. A
może to było tylko złudzenie? Może tylko wydatowało mi się, że
widzę mamę, ponieważ bardzo długo się z Nią nie
widziałem i byłem spragniony Jej ciepła, miłości i
troski? Dla pewności na miękkich nogach udałej się w Jej
kierunku. I to nie był sen. Ona stała tu wzruszona i
wpatrzona w moją twarz jak w największe bóstwo. Nie zasłużyłem
na to. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, na pewno oszczędziłbym
Jej cierpień, które sam przysporzyłem.
– Na
prawdę tu jesteś – szepnąłem, dalej nie wierząc w Jej
obecność tutaj. – Dlaczego przyjechałaś? – spytałem słabo.
– A
mam sobie iść? – odpowiedziała równie cicho pytaniem na
pytanie.
– Nie
to miałem na myśli. Przepraszam. – Przełknąłem ślinę i
spuściłem wzrok, czując napływające do oczu łzy. – Myślałem,
że mnie znienawidzisz i nie zechcesz na mnie spojrzeć...
–
Piotruś, kochanie, spójrz na mnie. – Posłusznie spełniłem Jej
prośbę. – Jesteś moim małym synkiem i nic tego nie zmieni.
Przez ten rok bardzo za tobą tęskniłam. Wiesz, jak w święta było
pusto bez ciebie? Chciałam przyjechać tutaj do ciebie, żebyś nie
był sam w Boże Narodzenie, ale ojciec mi zabronił. Nie mogłam
znieść myśli, że siedzisz samotnie w ten wyjątkowy wieczór
przed telewizorem, jedząc zupkę w proszku. Nie pozwolę, ale
następne święta też takie były.
– Ja
też na to nie pozwolę, mamo. Przepraszam, że zachowałem się jak
ostatni zadufany w sobie idiota. Nawet nie potrafię sobie
przypomnieć, co wtedy czułem, ale wiem, że bardzo Cię
zraniłem, a Ty na to nie zasługujesz. Urodziłaś mnie,
wychowałaś, nauczyłaś wszystkiego i gdyby nie Ty pewnie
nie było by mnie teraz tu. A ja zamiast okazywać Ci szacunek
i Ci dziękować, zachwiałem się jak niewdzięczny smarkacz.
–
Ciii, Piotruś, nie mówmy już o tym. Zapomnijmy i zacznijmy od
nowa. Jakby nie było tego roku – powiedziała, rozkładając
szeroko ramiona. Od razu się w Nią wtuliłem, jakbym był
małym, zagubionym chłopcem szukającym pomocy i rozpłakałem się
jak dziecko.
Przez
chwilę staliśmy tak wtuleni w siebie i razem płakaliśmy. Dopiero
ochrona przerwała naszą intymną chwilę, prosząc o opuszczenie
hali. Na pocieszenie poszliśmy razem na zapiekanki.
–
Dziękuję Ci – powiedziałem, ponownie się do Niej
przytulając.
– Ale
za co, Piotruś? – zapytała z uśmiechem.
– Za
to, że byłaś, jesteś i będziesz. Za to, że pierwsza wyciągnęłaś
do mnie dłoń i nie odwróciłaś się ode mnie.
–
Piotruś, ja zawsze przy tobie będę – rzekła, głaszcząc moje
rozczochrane, przydługie, blond włosy – i nigdzie się nie
wybieram. Chyba że ty będziesz miał mnie dość. Tylko powiedz mi
to wprost, że masz już dosyć starej i nadopiekuńczej matki. Wtedy
dam ci spokój.
–
Nigdy nie będę miał cię dość. Kocham Cię, mamo. – Pocałowałem
Ją w policzek i kolejny raz przytuliłem się do Niej,
spragniony Jej ciepła mi miłości, której przez ostatni rok
tak bardzo mi brakowało.
– Ja
ciebie, Piotruś, też bardzo kocham.
Koniec.
teraz z czystym sercem pozwalam Wam powiedzieć o Waszych przypuszczeniach. kto obstawiał mamę, a kto kogoś innego? :)
jako że jest dzień Mamy pomyślałam, że warto coś by o niej napisać, dlatego powstało to opowiadanie. może kiedyś, kiedy moja mama dowie się, że pisałam, znajdzie tego bloga albo folder w komputerze - przeczyta ten tekst. ona teraz tego nie wie, ale Wy wiecie - dedykuję to opowiadanie mojej mamie :)
jednocześnie chciałabym podziękować każdej osobie, która wpadała, czytała i komentowała rozdziały. a może znajdą się osoby, które czytały, ale z jakiś powodów nie komentowały? dlatego proszę wszystkich o komentarz - nie ważne jakiej długości. chciałabym wiedzieć, ile na prawdę osób czytało moją wersję młodego Piotrka. :)
tak po za tym chciałabym się pochwalić - jest to moje pierwsze zakończone opowiadanie po trzech latach pisania. :)
jeszcze raz dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. bez Was nie byłoby mnie dziś tutaj. :)
AaAaAaAa wiedziałam ! Mamusia, kochana mamusia <3 Fajnie opowiadanko, lubię takie czytać lekkie z pomysłem, bez błędów no i zgrane pasujące do siebie w każdym elemencie !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam J.
OMG! Kompletnie się nie spodziewałam! No to udało ci się nieźle mnie zaskoczyć! :D Myślałam, że to będzie jakaś dziewczyna, w której Piotrek się zakocha czy coś, a tu takie BUM! :D Świetne opowiadanie i świetnie mi się je czytało, tylko szkoda że takie krótkie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :* :*
ja wiedziałam że to mama <3 bardzo mnie wciągnęło i naprawdę szkoda że takie krótkie ....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam <3
to takie piękne <3 mamy są kochane ;3 być matką to nic, ale być mamą to coś :) dziękuję Ci za to opowiadanie, tak po prostu ;*
OdpowiedzUsuńCicho myślałam, że to mama, albo babcia (nie wiem czemu).
OdpowiedzUsuńTo jest stanowczo za krótkie!
Ale i tak uwielbiam młodego Piotrka i to opowiadanie :)
Tka bobie po cichu miałam nadzieję, że ot o mamie. I tak było.. Myślę, że to wspaniały sposób by je zakończyć akurat w Dniu Matki =] Powodzenia!
OdpowiedzUsuńkoniec? no nie.. szczerze to ja byłam niemal pewna że to babcia..
OdpowiedzUsuńto opowiadanie było świetne! 'Dziękuję Ci' za nie :)
Każdemu z nas się wydaje w pewnym wieku, że sami sobie ze wszystkim poradzimy, że rodzice tylko marudzą, a to nie prawda. Mama prawie zawsze wie co dla nas najlepsze. Szkoda, że doceniamy ją często dopiero wtedy, gdy już jej między nami nie ma. Wzruszyłam się...
OdpowiedzUsuńjej *_* a to mnie zaskoczyłaś ;O nie spodziewałam się, że to będzie mama :)
OdpowiedzUsuńpiękna historia !
byłam od początku ale chyba jeszcze nie komentowałam ;)
Pozdrawiam, K. ;)
no dobra, stawiałam jakąś przyjaciółkę z którą on będzie, a tu mamusia!
OdpowiedzUsuńale pięknie to rozegrałaś, bardzo mi się to podoba :)
to zakończenie ma taki urok w sobie ;)
dziękuję za to opowiadanie :)
Po pierwszym rozdziale podejrzewałam, że to jakaś przyjaciółka, ale z każdym kolejnym utwierdzałam się, że to mama Piotrka :)
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś rodzicielką miłość, szczególnie w tym ostatnim epizodzie. Mama zawsze będzie nas kochać, nawet jeśli się z nią pokłócimy, to nie przestaje darzyć nas miłością, a my wiedzące lepiej dzieci wolimy się wkurzać, jeśli coś idzie nie po naszej myśli, bo przecież mama jest "staromodna". Najważniejsze, by dostrzec w odpowiednim czasie swoje złe postępowanie, bo mama zawsze wybaczy :)
Jagódka, powtarzam się, ale piękny pomysł, pięknie napisane + piękny szablon, który jest dodatkiem do treści.
Ściskam! :*
W ostatnim czasie często czytam opowiadania za pomocą telefonu komórkowego i w trakcie lekcji. Tę historię przeczytałam w podobny sposób. Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona Twoim pomysłem. Na plus oczywiście. Szkoda, że nie ma dalszego ciągu tego opowiadania, bo jest naprawdę kapitalne. Pozdrawiam i zapraszam do siebie!:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że trafiłam na tą historię dopiero teraz. To dość nietypowe opowiadanie siatkarskie, ale pokazuje jak ważną osobą w naszym życiu jest mama. Nieważne ile mamy lat, gdzie jesteśmy i co robimy-zawsze będziemy jej potrzebować i chętnie do niej wracać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
PS: A mały Piotruś był rozczulający ♥
UsuńTrafiłam przypadkiem, ale przeczytałam jednym tchem. To bardzo piękne opowiadanie, wiesz? Podkreśla jak bardzo w życiu każdego człowieka ważna jest mama. Cóż...dziękuję za nie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Naprawdę genialne ;o szkoda, że natrafiłam tu dopiero teraz..ehh :(( :*
OdpowiedzUsuńhttp://s3condbreathe.blogspot.com/ Wpadniesz do mnie w wolnej chwili? :<
jestem za kontynuacją, bo to pierwszy taki blog!
OdpowiedzUsuńi też obstawiałam mamę :)
czemu dopiero teraz to znalazłam? .___.