26 maja 2014

4. Ile wart jest bez Ciebie, ile wart jest mój świat?


Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, kiedy siedziałem jak na szpilkach w autobusie, który jechał do Międzyborowa. Inni pasażerowie spoglądali na mnie podejrzliwym wzrokiem, a dwie starsze panie siedzące na pierwszym siedzeniu nawet odwracały się w moją stronę i szeptały coś między sobą, najwyraźniej myśląc, że jestem aż tak głupi i tego nie widzę. Ale ja miałem w nosie to, co o mnie wtedy myśleli. Po co miałem się tym przejmować, skoro właśnie spełniło się jedno z moich największych marzeń, a drugie było na wyciągnięcie ręki?
Kiedy autobus zatrzymał się na przystanku w mojej rodzinnej miejscowości, jak oparzony wybiegłem z niego, nawet nie żegnając się z kierowcą. Niesiony euforią błyskawiczne dotarłem do domu. Szybko wbiegłem po schodach na piętro do swojego pokoju i rzuciłem torbę na łóżko. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem siedzącą na drewnianej ławce, którą kiedyś sam zrobiłem, przed letnią kuchnią. Właśnie skubała kurę, a Jej pracy przyglądał się ulubieniec całej rodziny – kot Rafał.
– O, już jesteś, Piotruś – powiedziała z uśmiechem. Położyła kurę na stoliku i delikatnie mnie przytuliła. – Miałam skończyć obskubywać niedzielny obiad i wyjść po ciebie, ale mnie wyprzedziłeś.
– Przyjechałem troszkę wcześniej, bo turniej już się skończył i trener dał nam trochę więcej wolnego – wytłumaczyłem, usiadłszy obok Niej. Rafał ocierał się o moją łydkę spragniony głaskania, więc wziąłem go na kolana.
– To fajnie – spojrzała na mnie szczęśliwa. – I jak wam poszło? Które zajęliście miejsce? Poopowiadaj trochę, bo jestem strasznie ciekawa – oznajmiła, po czym udała się do pomieszczenia, gdzie opłukała kurę i odłożyła ją do miski na stole.
– Bardzo dobrze, chociaż mogło być lepiej – mówiłem, przysuwając się na ławce bliżej wejścia do kuchni, aby lepiej mnie usłyszała. – W półfinałach podwinęła się nam noga i zajęliśmy trzecie miejsce. – Spod koszulki wyjąłem brązowy medal, który wygrałem.
– Jest piękny – stwierdziła zachwycona, podziwiając krążek, który spoczywał na mojej piersi. – Trzeba będzie zrobić jakąś gablotkę na twoje nagrody, bo teraz już brakuje dla nich miejsca na komodzie – zauważyła z uśmiechem, drapiąc się po brodzie. Wytarła ręce i usiadła obok mnie, a Rafał wskoczył na Jej kolana spragniony kolejnych pieszczot.
– No właśnie... Bo właśnie chciałem o tym z Tobą porozmawiać – mruknąłem odrobinę zawstydzony, jąkając się i przegryzając dolną wargę.
– Ale to nie ma o czym rozmawiać, Piotruś. Zaraz zawołam tatę, a on wymierzy, co trzeba i zrobi tę gablotkę. A chcesz, żeby była w dużym pokoju czy u ciebie?
– Tylko nie o to mi chodziło – westchnąłem ciężko, spuszczając wzrok na swoje buty.
– A o co? – zapytała, nic nie rozumiejąc.
– Na turnieju zauważył mnie łowca talentów z Bełchatowa. Powiedział, że Skra szuka młodych, utalentowanych i że spodobała mu się moja gra. Ymm... zaproponował mi ten, no... znaczy zapytał czy bym... – przełknąłem ciężko ślinę – zaproponował mi roczny kontrakt w Bełchatowie – wydusiłem w końcu z siebie. Nie miałem zielonego pojęcia, jak na to zareaguje, ale miałem nadzieję, że się ucieszy tak jak ja. Przecież to dla mnie życiowa szansa. Drugiej takiej może nie być.
– A ty co mu odpowiedziałeś? – zapytała z obawą.
– Że jestem zainteresowany i porozmawiam o tym z rodzicami i do końca tygodnia dam odpowiedź – odpowiedziałem śmielej.
Ona przez chwilę milczała, marszcząc czoło w i brwi w konsternacji. W końcu spojrzała na mnie z bólem w oczach i powiedziała:
– Nie zgadzam się.
Zamarłem. Spojrzałem na Nią zszokowany. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Przecież to nie możliwe. A może chciała zrobić mi psikus i zaraz powie, że żartowała?
– Ale, mamo, dlaczego? – spytałem rozgoryczony ze łzami w oczach, wykonując jakieś nieokreślone ruchy rękoma.
– Piotruś – zaczęła łagodnie – jesteś jeszcze młody. Wybierz sobie taki klub, który będzie bardziej odpowiadał twoim możliwościom.
– Ale Skra jest mistrzem Polski – wszedłem Jej w słowo.
– Ale co z tego, skoro tam grają same gwiazdy? Dacewicz, Wnuk czy Sobczyński?
– Czyli co? Uważasz, że jestem za słaby? Że nie potrafię grać?
– Nie to miałam na myśli...
– Tylko że ja właśnie takie odnoszę wrażenie! Uważasz, że jestem za słaby na Bełchatów. A ja właśnie zdobyłem brąz na mistrzostwach Polski juniorów! – podniosłem na Nią głos.
– Piotruś! Ja nie powiedziałam, że jesteś słabym graczem, ale jeszcze młodym. Idź do Częstochowy – tam będziesz miał szansę grać, a nie tylko siedzieć w kwadracie, o ile załapiesz się do meczowej dwunastki.
– Jestem na tyle dobry, żeby iść do Bełchatowa! I ja to jeszcze Tobie udowodnię! – krzyknąłem wściekły, rzucając małym, drewnianym stolikiem o ziemię. Ten rozpadł się na pojedyncze deski, a mama ze łzami w oczach patrzyła, jak wybiegam z domu z dwiema dużymi torbami.
– Nie potrzebuję ani Ciebie, ani całej tej rodziny! Chcę być kimś, a nie tylko doić krowy i orać pole! Nie zobaczysz mnie już więcej! – rzuciłem lodowatym głosem na odchodne i zniknąłem.
Uciekłem z Międzyborowa i wróciłem do Warszawy. Miałem przecież już dziewiętnaście lat, całe życie przed sobą i sam mogłem decydować o swojej przyszłości. Głupia rodzina tylko mnie ograniczała.
Nawet nie wiedziałem, jak wtedy się myliłem.



Z trudem wypuściłem powietrze z płuc, gdy zagrywka Jastrzębian wylądowała na aucie. Ze smutkiem obserwowałem radujących się kolegów z drużyny. Chociaż kolegami trudno było mi ich nazwać. Każdy wiedział, jak mam na imię, ale z żadnym się nie zaprzyjaźniłem. Z żadnym nie mogłem znaleźć wspólnego tematu do rozmowy. Po prostu chyba nie pasowałem do tego zespołu, dlatego tym bardziej nie mogłem cieszyć się z kolejnego mistrzostwa Polski Skry. Na samym początku myślałem, że będzie świetnie, że spełni się kolejne moje marzenie. Ale rzeczywistość okazała się być bardzo brutalna. Na pierwszym treningu dostałem burę od trenera, sam do końca nie wiem za co. A w wolnym czasie błąkałem się samotnie po mieście, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Do Międzyborowa nie miałem po co wracać. Wiedziałem, że nie byłem już tam miłym gościem, a poza tym po tym co ostatnio powiedziałem mamie, aż zdziwiłem się, że nie przyjechał tata z moimi młodszymi braćmi, aby pokazać mi co najlepszego narobiłem. Ona miała rację, a ja byłem tak głupi. Zamiast posłuchać, to zrobiłem Jej na złość. Teraz bardzo tego żałuję, ale wiem, że nic to już nie zmieni. A potem doznałem kontuzji kolana. Na tyle poważnej, że musiałem przejść bardzo skomplikowany zabieg. Nie mogłem uczestniczyć w treningach od połowy listopada do kwietnia, ale wtedy nie miałem szans wejść na boisko choćby zadaniowo, ponieważ trener nie miał do mnie zaufania.
Ale mimo to przybrałem dobrą minę do złej gry. Uśmiechałem się sztucznie, nie dając po sobie poznać jak bardzo cierpię. Nie chciałem psuć tej wyjątkowej chwili innym zawodnikom Skry, choć wiedziałem, że ja tylko na papierze do niej należałem.
Po dekoracji i wręczeniu nagród indywidualnych udałem się do kibiców, którzy prosili o autografy, gratulowali zwycięstwa i pytali o moje zdrowie. Odpowiadałem z uśmiechem, że wszystko jest w najlepszym porządku i bazgrałem litery, które układały się w moje imię i nazwisko, na kartkach.
Energia prawie opustoszała, zostali tylko ostatni dziennikarze, który przeprowadzali wywiady. Prawie. Na drugim końcu wielkiego pomieszczenia stała Ona. Mimo dużej odległości poznałem rodzicielkę. Rozpoznałem Jej jasne włosy, ułożone w starannego koka, niebieskie oczy, które zawsze patrzyły na mnie z nieopisaną miłością, spracowane dłonie, które kurczowo zaciskała na żółto–czarnym szaliku Bełchatowskiego klubu. A może to było tylko złudzenie? Może tylko wydatowało mi się, że widzę mamę, ponieważ bardzo długo się z Nią nie widziałem i byłem spragniony Jej ciepła, miłości i troski? Dla pewności na miękkich nogach udałej się w Jej kierunku. I to nie był sen. Ona stała tu wzruszona i wpatrzona w moją twarz jak w największe bóstwo. Nie zasłużyłem na to. Gdybym tylko mógł cofnąć czas, na pewno oszczędziłbym Jej cierpień, które sam przysporzyłem.
– Na prawdę tu jesteś – szepnąłem, dalej nie wierząc w Jej obecność tutaj. – Dlaczego przyjechałaś? – spytałem słabo.
– A mam sobie iść? – odpowiedziała równie cicho pytaniem na pytanie.
– Nie to miałem na myśli. Przepraszam. – Przełknąłem ślinę i spuściłem wzrok, czując napływające do oczu łzy. – Myślałem, że mnie znienawidzisz i nie zechcesz na mnie spojrzeć...
– Piotruś, kochanie, spójrz na mnie. – Posłusznie spełniłem Jej prośbę. – Jesteś moim małym synkiem i nic tego nie zmieni. Przez ten rok bardzo za tobą tęskniłam. Wiesz, jak w święta było pusto bez ciebie? Chciałam przyjechać tutaj do ciebie, żebyś nie był sam w Boże Narodzenie, ale ojciec mi zabronił. Nie mogłam znieść myśli, że siedzisz samotnie w ten wyjątkowy wieczór przed telewizorem, jedząc zupkę w proszku. Nie pozwolę, ale następne święta też takie były.
– Ja też na to nie pozwolę, mamo. Przepraszam, że zachowałem się jak ostatni zadufany w sobie idiota. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć, co wtedy czułem, ale wiem, że bardzo Cię zraniłem, a Ty na to nie zasługujesz. Urodziłaś mnie, wychowałaś, nauczyłaś wszystkiego i gdyby nie Ty pewnie nie było by mnie teraz tu. A ja zamiast okazywać Ci szacunek i Ci dziękować, zachwiałem się jak niewdzięczny smarkacz.
– Ciii, Piotruś, nie mówmy już o tym. Zapomnijmy i zacznijmy od nowa. Jakby nie było tego roku – powiedziała, rozkładając szeroko ramiona. Od razu się w Nią wtuliłem, jakbym był małym, zagubionym chłopcem szukającym pomocy i rozpłakałem się jak dziecko.
Przez chwilę staliśmy tak wtuleni w siebie i razem płakaliśmy. Dopiero ochrona przerwała naszą intymną chwilę, prosząc o opuszczenie hali. Na pocieszenie poszliśmy razem na zapiekanki.
– Dziękuję Ci – powiedziałem, ponownie się do Niej przytulając.
– Ale za co, Piotruś? – zapytała z uśmiechem.
– Za to, że byłaś, jesteś i będziesz. Za to, że pierwsza wyciągnęłaś do mnie dłoń i nie odwróciłaś się ode mnie.
– Piotruś, ja zawsze przy tobie będę – rzekła, głaszcząc moje rozczochrane, przydługie, blond włosy – i nigdzie się nie wybieram. Chyba że ty będziesz miał mnie dość. Tylko powiedz mi to wprost, że masz już dosyć starej i nadopiekuńczej matki. Wtedy dam ci spokój.
– Nigdy nie będę miał cię dość. Kocham Cię, mamo. – Pocałowałem w policzek i kolejny raz przytuliłem się do Niej, spragniony Jej ciepła mi miłości, której przez ostatni rok tak bardzo mi brakowało.
– Ja ciebie, Piotruś, też bardzo kocham.


Koniec.


teraz z czystym sercem pozwalam Wam powiedzieć o Waszych przypuszczeniach. kto obstawiał mamę, a kto kogoś innego? :) 
jako że jest dzień Mamy pomyślałam, że warto coś by o niej napisać, dlatego powstało to opowiadanie. może kiedyś, kiedy moja mama dowie się, że pisałam, znajdzie tego bloga albo folder w komputerze - przeczyta ten tekst. ona teraz tego nie wie, ale Wy wiecie - dedykuję to opowiadanie mojej mamie :)
jednocześnie chciałabym podziękować każdej osobie, która wpadała, czytała i komentowała rozdziały. a może znajdą się osoby, które czytały, ale z jakiś powodów nie komentowały? dlatego proszę wszystkich o komentarz - nie ważne jakiej długości. chciałabym wiedzieć, ile na prawdę osób czytało moją wersję młodego Piotrka. :)
tak po za tym chciałabym się pochwalić - jest to moje pierwsze zakończone opowiadanie po trzech latach pisania. :)
jeszcze raz dziękuję wszystkim i każdemu z osobna. bez Was nie byłoby mnie dziś tutaj. :)

17 komentarzy:

  1. AaAaAaAa wiedziałam ! Mamusia, kochana mamusia <3 Fajnie opowiadanko, lubię takie czytać lekkie z pomysłem, bez błędów no i zgrane pasujące do siebie w każdym elemencie !

    Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Kompletnie się nie spodziewałam! No to udało ci się nieźle mnie zaskoczyć! :D Myślałam, że to będzie jakaś dziewczyna, w której Piotrek się zakocha czy coś, a tu takie BUM! :D Świetne opowiadanie i świetnie mi się je czytało, tylko szkoda że takie krótkie ;)
    Pozdrawiam :* :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ja wiedziałam że to mama <3 bardzo mnie wciągnęło i naprawdę szkoda że takie krótkie ....
    pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. to takie piękne <3 mamy są kochane ;3 być matką to nic, ale być mamą to coś :) dziękuję Ci za to opowiadanie, tak po prostu ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cicho myślałam, że to mama, albo babcia (nie wiem czemu).
    To jest stanowczo za krótkie!
    Ale i tak uwielbiam młodego Piotrka i to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tka bobie po cichu miałam nadzieję, że ot o mamie. I tak było.. Myślę, że to wspaniały sposób by je zakończyć akurat w Dniu Matki =] Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  7. koniec? no nie.. szczerze to ja byłam niemal pewna że to babcia..
    to opowiadanie było świetne! 'Dziękuję Ci' za nie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdemu z nas się wydaje w pewnym wieku, że sami sobie ze wszystkim poradzimy, że rodzice tylko marudzą, a to nie prawda. Mama prawie zawsze wie co dla nas najlepsze. Szkoda, że doceniamy ją często dopiero wtedy, gdy już jej między nami nie ma. Wzruszyłam się...

    OdpowiedzUsuń
  9. jej *_* a to mnie zaskoczyłaś ;O nie spodziewałam się, że to będzie mama :)
    piękna historia !
    byłam od początku ale chyba jeszcze nie komentowałam ;)
    Pozdrawiam, K. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. no dobra, stawiałam jakąś przyjaciółkę z którą on będzie, a tu mamusia!
    ale pięknie to rozegrałaś, bardzo mi się to podoba :)
    to zakończenie ma taki urok w sobie ;)
    dziękuję za to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwszym rozdziale podejrzewałam, że to jakaś przyjaciółka, ale z każdym kolejnym utwierdzałam się, że to mama Piotrka :)
    Pięknie opisałaś rodzicielką miłość, szczególnie w tym ostatnim epizodzie. Mama zawsze będzie nas kochać, nawet jeśli się z nią pokłócimy, to nie przestaje darzyć nas miłością, a my wiedzące lepiej dzieci wolimy się wkurzać, jeśli coś idzie nie po naszej myśli, bo przecież mama jest "staromodna". Najważniejsze, by dostrzec w odpowiednim czasie swoje złe postępowanie, bo mama zawsze wybaczy :)
    Jagódka, powtarzam się, ale piękny pomysł, pięknie napisane + piękny szablon, który jest dodatkiem do treści.
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. W ostatnim czasie często czytam opowiadania za pomocą telefonu komórkowego i w trakcie lekcji. Tę historię przeczytałam w podobny sposób. Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona Twoim pomysłem. Na plus oczywiście. Szkoda, że nie ma dalszego ciągu tego opowiadania, bo jest naprawdę kapitalne. Pozdrawiam i zapraszam do siebie!:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Szkoda, że trafiłam na tą historię dopiero teraz. To dość nietypowe opowiadanie siatkarskie, ale pokazuje jak ważną osobą w naszym życiu jest mama. Nieważne ile mamy lat, gdzie jesteśmy i co robimy-zawsze będziemy jej potrzebować i chętnie do niej wracać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Trafiłam przypadkiem, ale przeczytałam jednym tchem. To bardzo piękne opowiadanie, wiesz? Podkreśla jak bardzo w życiu każdego człowieka ważna jest mama. Cóż...dziękuję za nie. :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Naprawdę genialne ;o szkoda, że natrafiłam tu dopiero teraz..ehh :(( :*
    http://s3condbreathe.blogspot.com/ Wpadniesz do mnie w wolnej chwili? :<

    OdpowiedzUsuń
  16. jestem za kontynuacją, bo to pierwszy taki blog!
    i też obstawiałam mamę :)
    czemu dopiero teraz to znalazłam? .___.

    OdpowiedzUsuń