19 maja 2014

3. Teraz, kiedy pytasz mnie, nie mam nic do ukrycia.

Album na zdjęcia. To z pozoru gruba książka, w której trzyma się zdjęcia. Często jego okładka wygląda jakby była psu z gardła wyjęta, ale najważniejsze zawsze znajduje się w środku. To tak jak z człowiekiem – nie warto oceniać go po jego urodzie czy jej braku, ale po tym jaki jest i jaki ma charakter. Albelt, bo tak nazwałem swój pierwszy, własnoręcznie wykonany album (jeszcze wtedy nie potrafiłem poprawnie wymówić „r”), towarzyszy mi we wszystkich dalszych podróżach. Nie ważnie, czy nie będzie mnie w rodzinnym domu dwa dni, czy trzy miesiące. Zawsze przed snem oglądam stare zdjęcia i z uśmiechem na ustach wspominam stare, dobre czasy.
Lubię wracać pamięcią do czasów, kiedy zaczynałem grę we Wrzosie Międzyborów. W piłkę nożną grał każdy, ponieważ jest ona bardzo popularnym sportem w naszym kraju, a że od zawsze ciągnęło mnie do aktywnego spędzania wolnego czasu, to zapisałem się do tego klubu, w którym spędziłem dwa lata. Nie powiem, że kopanie piłki mi się znudziło, ale w pewnym momencie bardziej zaczęła mnie pociągać siatkówka. Niski nie byłem i trochę grać umiałem, więc bez większych trudności przyjęto mnie do Warszawskiego klubu METRO, gdzie gram do dziś.
W mieszkaniu w stolicy najgorsze były korki i dojazdy do domu. Nigdy nie lubiłem kisić się w busach w drodze powrotnej, ale pociągów bałem się panicznie od małego. Sam nie wiem czemu, ale przerażały mnie. Dlatego przeważnie do rodzinnego domu wracałem autobusem.
Jakieś półtorej godziny po ostatniej lekcji odjeżdżał mój autobus. Na dworzec zawsze przychodziłem pięć minut przed planowanym odjazdem. Ale dziś jakoś szybciej uwinąłem się ze wszystkim i jakieś czterdzieści minut przed szesnastą byłem już na miejscu. Gdy zorientowałem się, ile będę musiał jeszcze czekać, aż zachłysnąłem się własną śliną. Zawsze starałem się być przed czasem, żeby się nie spóźnić, ale ponad pół godziny to była lekka przesada. Lekka?! Co ja gadam? Wielka przesada, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Aby zabić nudę wyjąłem podręcznik do fizyki i zacząłem czytać tematy, z których po niedzieli miał być sprawdzian. Przewertowałem wszystkie odpowiednie strony w dziesięć minut i dalej nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
Bez większego zainteresowania zacząłem rozglądać się po najbliższej okolicy. Westchnąłem ciężko, nie mogąc znaleźć żadnego ciekawego obiektu do obserwowania. Kiedy schylałem się do torby po zeszyt do polskiego, zobaczyłem ją.
Miała na sobie śliczną, niebieską sukienkę. Delikatny wiatr rozwiewał jej rozpuszczone blond włosy, a słońce odbijało się od nich tak jasnym promieniem, że musiałem na chwilkę zamknąć oczy. Kiedy ponownie je otworzyłem i spojrzałem w jej kierunku, rozpoznałem ją. Chodziła do tej samej szkoły co ja i była nawet w równoległej klasie – humanistycznej. Brakowało mi słów, żeby opisać jej urodę, ale i odwagi, aby z nią porozmawiać czy zaprosić na spacer. Była córką dyrektora, a ja tylko wyrośniętym chłopcem ze wsi. Bałem się, że nie zechce na mnie spojrzeć, a co dopiero porozmawiać. Odetchnąłem głęboko i ze spuszczoną głową wstałem i udałem się do autobusu, kiedy wybiła godzina 16:00.


– A jak tam w szkole?
– Jak to w szkole, dużo nauki.
– A w klubie? Jak ci się tam gra?
– Super jest.
– Aleś ty rozmowny, Piotruś – zauważyła po chwili milczenia, szturchając mnie ramieniem. – A może ty się zakochałeś? – zapytała z uśmiechem.
– Ja?! – zapiałem wysokim, cieniutkim głosem. Miałem szczerze dosyć tej mutacji. Już pomijając ten niekontrolowany ton głosu, ale czasami bardzo bolało mnie gardło. Niekiedy było trudno mi się napić czy coś zjeść, ale Ona tłumaczyła mi, że wszyscy chłopcy przez to przechodzą. Marne pocieszenie.
– Tak ty, Piotruś – powiedziała ze szczerym uśmiechem i zadziwiającą pewnością. Zaskoczony zmarszczyłem brwi, spojrzałem na Nią ukradkiem i zastanowiłem się, jak Ona w tak krótkim czasie zdążyła mnie przejrzeć. Przecież nawet słowem nie pisnąłem, że Kamila mi się podobała. Wstydziłem się z Nią o tym porozmawiać. Coś w środku blokowało mnie przed szczerą rozmową z Nią, a przecież nie powinno, bo Ona nigdy nie chciała dla mnie źle.
– Kamila – wypaliłem niespodziewanie, kiedy siedzieliśmy w oborze na stołkach i doiliśmy krowy. Mućka poruszyła się nerwowo, zamerdała ogonem i wydała z siebie niski pomruk, a Ona spojrzała na mnie zdumiona. – Bo u mnie w szkole jest taka dziewczyna. Chodzi do równoległej klasy. Ma na imię Kamila. Jest ładna i miła i ma takie ładne oczy – powiedziałem rozmarzony wpatrzony w kopyto Mućki, przypominając sobie barwę kocich tęczówek Kamili.
– Zaproś ją na lody – poleciła bez wahania.
– Tylko że to nie jest takie proste – westchnąłem zrezygnowany. Skończyłem doić Mućkę, pogłaskałem ją w podzięce po łbie, odstawiłem stołek w kąt obory i zaniosłem mleko do letniej kuchni, gdzie czekał już baniak i przez cedzidło przelałem do niego mleko, które wieczorem tata zawiezie do mleczarni.
– Piotruś, wszystko jest proste, trzeba tylko chcieć.
– Ale Ty nic nie rozumiesz, ona mieszka w mieście. Nie będzie chciała nawet spojrzeć na takiego wyrośniętego wieśniaka jak ja.
– Piotruś, ale ty nie jesteś wyrośniętym wieśniakiem. Jesteś co najwyżej wysokim i przystojnym młodzieńcem. I proszę, nie nazywaj tak siebie, bo obrażasz nie tylko siebie, ale każdego mieszkańca naszej wsi – powiedziała, usiadłszy na oparciu fotela, na którym siedziałem w letniej kuchni i objęła mnie ramieniem.
– Przepraszam, ale...
– Nie ma żadnego ale, Piotruś. Nie przepraszaj, tylko zaproś tę Kamilę na ciastko czy lody. Tylko po lekcjach. – Pogroziła mi palcem. – Nie chcę widzieć u ciebie żadnej trójki.
– No dobrze. Dziękuję – ustąpiłem i przytuliłem się do Niej, po czym poszedłem do kurnika po jajka na kolację.


Wdech. Wydech. Wdech.
Piotrek, ogarnij się chłopie! Zachowujesz się jak idiota! Kamila to nie seryjny morderca – nie zrobi ci krzywdy! – mówiła mi moja podświadomość, kiedy po skończonych lekcjach stałem oparty o drzewo, skąd miałem doskonały widok na główne wyjście ze szkoły.
Wyłamując palce, w napięciu czekałem na dzwonek oznajmiający koniec ostatniej lekcji języka polskiego Kamili. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że każda sekunda trwała minutę, a przecież to niemożliwe. Na dodatek pociły mi się dłonie. Wytarłem je o spodnie, ale nad szaleńczo bijącym sercem już nie umiałem tak łatwo zapanować.
Stało się. Usłyszałem tak bardzo wyczekiwany dźwięk, a w gardle pojawiła się wielka gula, która uniemożliwiała mi mówienie. Nie dam rady. Lepiej będzie jak wrócę do internatu i wezmę się za lekcje, a potem pójdę na trening. Nie zrobię z siebie idioty. Kamila na pewno mnie wyśmieje i zostanę pośmiewiskiem całej szkoły.
Ty durniu! Cały wczorajszy wieczór ćwiczyłeś przed lustrem rozmowę z tą dziewczyną, a teraz tchórzysz? – szydziła ze mnie moja podświadomość.
Miała rację. Nie po to trenowałem przed lustrem różne wersje rozmowy, nie po to dzwoniłem do domu, aby doradzono mi jak się dzisiaj ubrać, tylko po to by teraz się poddać. Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje!
Wyprostowałem się i pewnym krokiem wyszedłem spod cienia. Zauważyłem ją. Właśnie zeszła ze schodów. Wyobraziłem sobie, że jestem tylko ja i ona. Że nie ma nikogo poza nami. Ale gdy zbliżyłem się do niej na tyle blisko i widziałem dokładnie jej oczy, spanikowałem. Miałem wrażenie, że wszyscy wokół patrzą tylko w naszą stronę i obgadują mnie.
– Cześć – Kamila przywitała się, uśmiechając się uroczo.
– Cze, cze–ść – odpowiedziałem, jąkając się jak ostatni imbecyl. – Ym, znaczy cześć – poprawiłem się zawstydzony, drapiąc się po włosach. – Co tam u ciebie? – wykrztusiłem w końcu z siebie.
– Dobrze, a u ciebie? – Uśmiechnęła się do mnie tak pięknie, że przez chwilę nie pamiętałem jak się nazywam i musiałem odwrócić wzrok, aby ułożyć myśli w sensowne zdanie.
– U mnie też dobrze. Aaa...
– Tak? – spytała, wspinając się na palce, a potem opadając na pięty.
– Nie, to głupie. Przepraszam, zapomnij.
– Ale co jest głupie? Nie wygłupiaj się. Powiedz, co chciałeś, proszę.
– Pójdziesz ze mną na lody?


Lody były o smaku awokado, ale jakoś już nie umiałam tego tu wpleść. I tak ten rozdział wyszedł dłuższy niż planowałam. Jakoś o połowę.
hmm, z perspektywy poprzednich blogów, myślałam, że zainteresowanie tym opowiadaniem będzie chociaż podobne.  :(

ale w następnym rozdziale dowiecie się kim jest Ona :)

Kubi, trzymaj się i zdrowiej nam szybko!

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział jak z resztą wszystkie inne :D No i w końcu się dowiemy kim ONA jest :D
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. a pierdzielisz Jagódka ! Jest cudownie jak zwykle ! uwielbiam Twoje opowiadania, ale to jest chyba moim ulubionym ;) na prawdę KOCHAM <3 czekam na więcej i na to byś rozwiała moje wątpliwości odnośnie NIEJ ;3
    ściskam i całuję ! ;* ~Nadzieja ( z anonima bo się wylogowałam ;/)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny :) czekam na następny :D w końcu się dowiemy kim ona jest <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ Piotruś jest nieśmiałym stworzeniem. No ale świat nie byłby taki jak powinien gdyby wszyscy byli pewnymi siebie rekinami. Taki chłopak jest całkiem słodki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem dumna i wzruszona i wreszcie krowa <3
    ahhhhh Piter <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jagódka, ten rozdział jest świetny! :*
    Tak bardzo lubię tego nieśmiałego i wiecznie zawstydzonego Piotrka <3 I jeszcze ta scena z Nią i dojenie krowy :D To jest niby normalne, ale uśmiechałam się, jak głupia do ekranu :)
    Czyli Kamila zgodziła się na lody, i chyba jej nasz wstydniś się podoba :)
    I coraz bardziej ciekawa jestem Jej, mam różne wersje, a na ile znam siebie i tak nie trafię. Czekam do kolejnego poniedziałku.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny jest :D
    Nieśmiały i zestresowany perspektywą rozmowyPiotruś, zawstydzony Piotruś to jest mój ulubiony Piotruś :D Ona? Już się nie mogę doczekać. Poszli na lody o smaku awokado i...?

    OdpowiedzUsuń
  8. Piotruś mój wspaniały Piotruś. ;D
    Nasz Cichy Pit ;)
    Ty to naprawde wiesz kiedy zakoczyć wątek.
    Ale i tak jest super .

    Zapraszam także do siebie w wolnej chwili.
    http://niebujajtaprosze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń