Dni
Międzyborowa.
To dwa
wyjątkowe dni, kiedy mieszkańcy naszej miejscowości świętują
kolejną rocznicę założenia miejscowości. Mimo że aktualnie jest
to mała wioska, kiedyś posiadała prawa miejskie. Wszyscy z
niecierpliwością wyczekiwali drugiego weekendu lipca. Ja też.
Najbardziej czekałem na karuzele, watę cukrową i koncert Lady
Pank.
Pamiętam,
że pod koniec roku szkolnego organizatorzy szukali w naszej szkole
ochotników do pomocy przy tej uroczystości. Ustawianie krzesełek
na boisku, wskazywanie właściwej drogi gościom i inne podobne
sprawy. Zgłosiło się wielu uczniów z podstawówki i gimnazjum. W
zamian dostawało się specjalną koszulkę i identyfikator, który
informował, że dana osoba jest wolontariuszem i jednocześnie dawał
możliwość bezpłatnego odebrania mini paczki przygotowanej przez
organizatora, w której znajdował się kupon na 30 zł do
wykorzystania na dowolny cel podczas Dni Międzyborowa. Mnie
oczywiście nie mogło tam zabraknąć.
Dwa dni
przed wyczekiwaną imprezą Ona poprosiła mnie o wykoszenie
podwórka. Wieczorem, bo wtedy było chłodniej i aż tak nie
świeciło słońce, a i nie z samego rana, bo bym nie wstał. Nie
posłuchałem. Zamiast kosić trawę, chociaż zawsze to lubiłem,
wolałem iść do kolegi. U Kuby byli również inni moi przyjaciele.
Omawialiśmy kto, z kim i kiedy przyjdzie na Dni Międzyborowa.
Uważałem, że to było ważniejsze niż wykoszenie trawy. Po za tym
mógłbym zrobić to jutro. Jeden dzień w tę czy w tę. Co za
różnica?
Nazajutrz
cały dzień pomagałem na boisku szkolnym. Razem z innymi
wolontariuszami rozstawialiśmy krzesełka z naszej szkoły, ale
okazało się, że było ich zdecydowanie za mało, więc jeździliśmy
do sąsiedniej szkoły w Starych Budach po kolejne. Wyczyściliśmy całą
murawę i tereny wokół ze śmieci, a troszkę tego było i
wykonywaliśmy inne polecenia organizatora.
Do domu
wróciłem na kolację. Byłem tak zmęczony, że ledwo trzymałem
szklankę z kompotem wiśniowym, który zrobiła babcia, w dłoni. Po
zjedzeniu posiłku od razu poszedłem do swojego pokoju, nie dając
Jej nic powiedzieć. Wiedziałem, że znowu będzie prosiła
mnie o wykoszenie trawnika, a ja dziś nie miałem na to ochoty.
Zrobię to jutro – pomyślałem, układając głowę na
miękkiej i pachnącej bzem poduszce.
Następnego
dnia miałem stawić się punktualnie o dziewiątej pod budynkiem
szkoły. Nie byłem przyzwyczajony do tak rannego wstawania, dlatego
dopiero promienie słońca, które wdarły się do mojego pokoju i
padły na moją twarz, wyrwały mnie z głębokiego snu o godzinie
8:45. Szybko przebrałem się w ubrania, które leżały na krześle
przy biurku ułożone w równą kostkę i zbiegłem na dół.
–
Czemu mnie nie obudziłaś?! – krzyknąłem wściekły, wbiegłszy
do kuchni.
–
Myślałam, że sam...
– To
źle myślałaś! Wiesz, że przez Ciebie jestem już
spóźniony?! – zdzierałem sobie gardło, kiedy Ona stała
ze spuszczoną głową przy kuchennym blacie, trzymając kurczowo w
dłoni nóż z czarną rączką do krojenia chleba. Zdenerwowany
machnąłem na Nią ręką i wybiegłem z domu. Wszystkich
kolegów z klasy przerosłem już o głowę i miałem bardzo długie
nogi, których, jak raz niechcący posłuchałem, zazdrościły mi
dziewczyny z równoległej klasy. I to właśnie dzięki trochę
nienaturalnie długim kończynom, jak na mój wiek, dotarłem na czas
pod szkołę.
Nasza,
że tak to nazwę, praca trwała do godziny 14 z minutami. Potem
mieliśmy czas wolny. Byłem trzy razy na karuzeli, kupiłem watę
cukrową, mimo że widziałem, że będzie mnie po niej bolał
brzuch. O 19:00 odbył tak długo wyczekiwany koncert Lady Pank.
Janusz Panasewicz śpiewał swoje największe hity i najnowsze
numery. Naszym mieszkańcom najbardziej spodobała się piosenka pt.
„Zawsze tam gdzie ty”, którą zaśpiewano ponownie aż trzy razy
oraz najnowszy utwór „Mój świat bez ciebie”. Występ skończył
się około 21:00. Postanowiliśmy z chłopakami iść już do domów,
bo nic dla nas ciekawego już nie było – nie interesowała nas
dyskoteka. I tak była dla dorosłych. Po drodze do domu ogarnęło
mnie straszne zmęczenie. Wysiłki z całego dnia dały znać o sobie
dopiero teraz, a ja nie miałem tylu sił, żeby dojść do domu.
Przenocowałem u Kuby, a jego mama obiecała, że powiadomi moich
domowników o zaistniałej sytuacji.
Następnego
dnia obudziłem się bardzo późno, bo po 12. Zjadłem śniadanie, a
raczej wczesny obiad u przyjaciela, i wyruszyłem do domu. Podczas
drogi towarzyszyło mi dziwne uczucie, że stało się coś złego.
Starałem się je zagłuszyć, przypominając sobie słowa piosenki
„Mój świat bez ciebie”, ale ono szybko powróciło, gdy
wszedłem na podwórko. Niby wszystkie kury były w zagrodzie, psy
biegały za domem tak jak zwykle, ale powietrze było jakieś
gęstsze. Po chwili dostrzegłem jakieś zamieszanie na tarasie.
Zaniepokojony podbiegłem tam szybko.
–
Zadowolony jesteś z siebie? – Takimi słowami przywitała mnie
młodsza siostra. Nie wiedziałem, o co jej chodziło. Wszyscy byli
bardzo zdenerwowani, a to nie wróżyło niczego dobrego. Przez
chwilę złapałem kontakt wzrokowy z babcią, zadając jej
jednocześnie nieme pytanie: „Gdzie Ona jest?” Z ruchu jej
warg wyczytałem, że w dużym pokoju.
Idąc
powolnym krokiem, starałem się ignorować niezbyt przyjazne
spojrzenia rodziny, które czułem aż za dobrze na plecach. Gdy
wszedłem do środka, zobaczyłem Ją leżącą na kanapie i
nakrytą czerwonym kocem, spod którego wystawała noga owinięta
białym bandażem.
– Co
Ci się stało? – zapytałem przerażony, przybiegłszy i
uklęknąwszy przy Niej.
–
Kosiła trawnik, bo tobie się nie chciało. Nie zauważyła kamienia
i najechała na niego – odpowiedział za Nią szorstkim
głosem mój tata. Nie musiał kończyć, wiedziałem jakie mogą być
konsekwencje takiego wypadku. – Kiedy kosiarka jeszcze pracowała,
Ela nie zauważyła kamienia i najechała na niego. Nóż oderwał
się i zranił jej nogę. Chyba nie muszę ci przypominać, z jaką
prędkością obraca się nóż, prawda? – Ojciec robił to
specjalnie. Doskonale wiedział, że moim obowiązkiem było
utrzymanie podwórka w czystości. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę
z tego, że to właśnie przez moje lenistwo Ona leżała z
rozciętą nogą. Wiedział to i okrutnie wykorzystywał. Jego słowa
potęgowały moje wyrzuty sumienia. To okropne uczucie przejęło
nade mną kontrolę. Skuliłem się pod naporem spojrzeń pełnych
niechęci i pretensji mojej rodziny i na kolanach zbliżyłem się do
Niej. Niemal z namacalną
czcią ująłem delikatnie jej spracowaną dłoń.
–
Wiem, że to nie cofnie czasu i nic
nie zmieni, ale przepraszam – wyszeptałem skruszony, nie patrząc
jej w oczy. Nie miałem na to tyle odwagi, ale nie wstydziłem się
swoich łez, które nieustającym strumieniem spływały po moich
policzkach.
–
Piotruś, to nie twoja wina –
odpowiedziała równie cichym tonem, przecząc słowom ojca. Nawet w
takiej chwili, po tym co jej zrobiłem, nadal zwracała się do mnie
pieszczotliwie. – Choć, przytul się do mnie i nie płacz już.
Duży chłopak z ciebie, wstyd tak płakać jak dziewczynka.
Nie
czekając na nic, rzuciłem się w Jej
bezpieczne ramiona.
–
Przepraszam – i ciągle to
powtarzałem, szlochając w Jej
ramię.
Tak bardzo boję się Waszej reakcji.
Bardzo daaawno temu aż tak wczuwałam się w opisywane uczucia/emocje, dlatego obawiam się, że mogłam wyjść z wprawy i zepsuć ten rozdział.
Ale bardzo się starałam i mi ogólnie się podoba. :)
Tak przy okazji - przypomniałam sobie, ile razy ktoś mnie o coś prosił, a mi się nie chciało tego zrobić – spróbowałam policzyć ile razy i aż mi się głupio zrobiło, bo nie mogłam skończyć liczyć.
Chciałabym przypomnieć o mojej prośbie jeszcze zanim rozpoczęłam publikowanie tego opowiadania. „(...) nie mówcie na głos o swoich przypuszczeń co do drugiego bohatera. Pewnie zabrzmi to niegrzecznie, ale chciałabym, żebyście zachowały je w swojej głowie aż do ostatniego rozdziału. Wtedy powiedzie czy Wasze przeczucia były trafne czy nie, możemy się tak umówić?”
#najdłuższyodautorskiever
Świetny *.* Taki życiowy jest ! Ile razy było "zrób to" a ja na, że nie mam czasu :<
OdpowiedzUsuńChyba wiem kim jest bohaterka ! Ale ciiii.
Pozdrawiam J.
zacznę od tego, że dalej nie wiem kim jest bohaterka :// kurdełkee... :// ale ja się dowiem! :D
OdpowiedzUsuńno cóż, świetny :D i tyle :D
u mnie tak samo "zrób.. " "potem" xD
pozdrawiam i do następnego :)
Świetny! Naucz mnie tak doskonale pisać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny :* :*
P.S. Zapraszam na nowe opoiadanie do mnie ;) http://slowa-czasem-rania-bardziej-niz-czyny.blogspot.com/
daje do myślenia, masz absolutną rację ;] nie raz się nam czegoś nie chce i odkładamy to na później i często wynika z tego coś przykrego np zawodzimy kogoś ;/ bardzo mi się to podoba, takie 'swojskie' :D tak jakoś baaardzo miło się to czyta ;3 dziękuję ;* ściskam i całuję ! ;* trzymaj się Kochana <3
OdpowiedzUsuńOsobiście podobają mi się te uczucia :)
OdpowiedzUsuńMoja droga każdy z nas, bezwzględu na wiek zawsze coś odkłada na później. Także to, co ktoś każe nam zrobić, a gdy broń Boże stanie się coś złego, to potem mamy wyrzuty sumienia! Szkoda, że nie potrafimy dobrze rozplanować sobie czasu u zrobić wszystkiego:)
OdpowiedzUsuńPod ostatnim rozdziałem chyba wyraziłam jakieś swoje przypuszczenia, ale nie wiedziałam o tej prośbie, przepraszam! :*
OdpowiedzUsuńPomyślałam, ile mam spraw do zrobienia, która odkładam z dnia na dzień, i aż mi głupio ile tego się nazbierało. Niezależnie od wieku, każdy coś planuje, i odkłada na inny dzień, taka nasza natura chyba :)
Przyjemnie mi się czyta o Piotrku w czasach szkolnych :) I piękny jest szablon tego bloga! Ale Ty się znasz na tym, więc żadna nowość :)
Ściskam :*
No oczywiście, że zostawię, to dla siebie, jeśli chcesz ;)
OdpowiedzUsuńSama mam czasami tak, że rodzice o coś mnie proszą, a ja odwlekam to w czasie. Chyba czas się zmienić ;)